środa, 25 września 2013

Środa. Dzień targowy.

Dzisiaj nie będzie przepisu, będzie zapisek o środzie, dniu targowym. Dzień idealny, słońce, chmury i jakby ciepło. Pędzę najpierw autem do Grodziska Mazowieckiego. Potem pędzę wózkiem na kółkach przez stragany. Moim celem jest Pani Jadzia. Wcześniej mówiłam "z wąsami", ale po wąsach ani śladu, brwi za to mocno ufarbowane. Chustka na głowie i zawsze zawodowo oparta na łokciach o stragan. Jest wspaniała i ma dwie krowy. Jak myślę o śmietanie jaką robi, to aż mi się robi gorąco. Najwspanialsza, chociaż nabiał uważam za zło. Zanim dobiegnę do Pani Jadzi i jej emaliowanego kubła ze śmietaną, mijam Panią z SANEPIDU.
- Dzień dobry!- Dzień dobry! - Mówimy równocześnie i z sympatią. Mijamy się, a ja po chwili nie mogę uwolnić się od myśli, że taki targ dla osoby pracującej w tej instytucji to musi być jakiś jeden wielki koszmar z bakteriami, chociaż chyba to nie była wizyta zawodowa, a ja nawet zawahałam się czy nie stanąć na pogawędkę, ale pędziłam do Pani Jadzi. 

Przystanek przy malinach, bo śniadania nie jadłam. Noga pana od malin wybijała rytm do "la cucaracha" czyli piosenki o karaluchu w wersji polskiej (oprócz ww refrenu), bo vis a vis malin puszczał ją Peruwiańczyk w ponczo, stojący w bramie przed wejściem na targ. Jedyny człowiek od muzyki na targu i chyba czasem gra na fletni pana, chociaż nie wiem czy to nie jest wytwór mojej imaginacji. 

Pędzę dalej. Mijam Julię Przerwę-Tetmajer z plecakiem i oczywiście zastanawiam się czy przyjechała na targ autostopem, bo znana jest z tego. Nie zaczepiam jej na pogawędkę, bo gnam do Pani Jadzi!

Mijam ziemniaki Irga, dynie, kapusty, staniki, firany, rowery, żywe kurczaki, strzępki rozmów i wygrzewanie się w słońcu. Jest! 
Pani Jadzia! 
Jednak bez emaliowanego wiadra, tylko ma dwie butelki po wodzie mineralnej, a w nich mleko.
- Za późno kochanieńka. Zresztą mało dzisiaj wzięłam, ale w sobotę będę miała więcej.
Trochę załamka, ale do soboty tylko trzy dni! Więc na pocieszenie orzech laskowy 'pazurek', a ponad to: jabłka sawa, bo pani mówi, że "nikt takiej odmiany nie ma" i "nie pryskane", szara reneta, gruszki, żurawina, kabaczek, śliwki, kasza jaglana, kapusta kiszona, ziarno słonecznika, pomidory, cynie, dobrze, że mam wózek na kółkach.




PS Postaram się na dniach wrzucić przepis na mus z białej czekolady z żurawiną, borówkami, malinami i granatem, którym ostatnio doprowadziłam zacne towarzystwo do ekstazy!

3 komentarze:

  1. Blog świetny, ale KARYGODNE jest, że już prawie 24 godziny czekam na obiecywany przepis na MUS, a mam na niego wielką ochotę!
    http://bizuteriazcharakterem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie dwadzieścia cztery? Dopiero dwanaście ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już ponad 30! Aż sobie muffinek napiekłam w oczekiwaniu. Jak mi w boczkach przybędzie, to wiesz kogo będę winić? Bo mus z białej czekolady to nie kalorie...to rozkosz. Czekam cierpliwie.

      Usuń