niedziela, 2 sierpnia 2015

Powrót bloga

Chyba przyszedł czas na powrot do bloga z przepisami. Trochę mi wstyd, że porzuciłam go na prawie dwa lata, ale sporo się w tym czasie działo i zupełnie nie miałam głowy. W październiku 2013 po 10 latach działalności pożegnałam się z moim biznesem kawiarnią MILIMOI, która była kołem zamachowym dla bloga KILO CUKRU. Najpiękniejsze zdjęcia jedzenia robiłam właśnie na ganku cafe, przy wejściu, tam po prawej stronie. 

Od listopada do lutego 2014 intensywnie pracowałam jako food styliska dla wspaniałego studia więc już nie starczało mi zapału na dodatkowe zdjęcia i przepisy na bloga, a w marcu 2014 ruszyłam w podróż dookoła Świata. Miała trwać rok, jadę już drugi. A że po drodze sporo gotuję, czasem pracując w kawiarniach (jak teraz dla Soul Cafe w Malezji), to pomyślałam, że to dobry moment na powrot do bloga. Tu będą przepisy i może jakieś kulinarne ciekawostki, a o tym jak jadę przez Świat jest tu:

www.milawpodrozyblog.blogspot.com

Cieszę się!
Mila
Soul Cafe, George Town, Malezja 
Lipiec 2015

czwartek, 24 października 2013

Jakby zupa tajska z dynią migdałową

Już idę spać, ale chciałabym wywiązać się z obietnicy na przepis na zupę tajską, prostą jeśli tylko mamy kilka podstawowych składników. Jak zaczynam o niej myśleć i o tym co zaraz napiszę to robię się głodna. Mam nadzieję, że nie będę jej zaraz gotować...

Składniki:
warzywa - ja akurat miałam cebulę, paprykę zieloną i czerwoną, pomidory i moją najukochańszą z dyń: migdałową, jest pomarańczowa w środku i ma zieloną skórkę, której nie obieram  - wszystko pokrojone w duże kostki, cebula w piórka, wszystkiego ok.3-4 szklanki
imbir wielkości kciuka
4 ząbki czosnku
2 łyżki żółtej pasty curry
olej słonecznikowy do smażenia
1 puszka mleka kokosowego (ok. 400ml)
400 ml śmietany do zupy 18 %
1 łyżka czarnego sezamu
2 papryczki piri piri
1 łyżeczka kurkumy
2 szklanki wody
szczypta soli
super jest natka kolendry, ale jej akurat nie miałam 
trawa cytrynowa, miałam od Pana Ziółko, skroiłam całą od nasady po czubek w kawałki 2 cm

Wykon:
Lubię tę zupę robić w woku, bo idealnie podsmaża się w niej warzywa na dużym ogniu, na oleju słonecznikowym, razem z papryczkami piri piri pokrojonymi najdrobniej jak się da i imbirem, też drobnym. Smażę wszystkie warzywa oprócz czosnku i pomidorów. Jak cebula, dynia i papryka są zeszklone, dodaję pastę curry i kurkumę, chwilę znowu smażę. Potem idzie mleko kokosowe, śmietana, woda. Gotuję. Dodaję trawę cytrynową, czosnek w plasterkach. Gotuję jeszcze 10-15 minut. Do gorącej, zdjętej z ognia, wrzucam świeżego pomidora w cząstkach, on musi zachować fason w zupie, ma być jędrny. Zupa już się nie gotuje jak jest w niej pomidor, ale można ją podrzewać, żeby nie było, że to jakiś terror! Sezamem i kolendrą posypuję. Uwielbiam! Idę gotować!

czwartek, 26 września 2013

Mus z białej czekolady

No dobra, robię to dla Basi, która wypomniała mi, że czeka na ten przepis 24 godziny, a czekała dopiero 12. Jak wspomniałam przy zapisku o dniu targowym, mus ten doprowadza do ekstazy.

Składniki:
100 g białej czekolady 
50 g masła 
400 ml śmietany 30 lub 36%
1 łyżka syropu (maracuja lub pomarańcza)
różne różowo - czerwone owoce, ja miałam oprócz borówek, granatu i żurawiny, maliny, chociaż do zdjęcia ostatnich zabrakło!
Wcześniej upiecz kruche ciasto w postaci tarty lub babeczek - przepis na kruche znajdziesz w przepisie na tartę gruszkowo - jeżynową, ale myśląc wciąż o Basi, muszę przyznać, że ten mus się świetnie spisałby na cupcake'ach, co je dzisiaj z dziećmi upiekła!

Wykonanie:
Czekoladę z masłem rozpuścić w kąpieli wodnej. Ostudzić masę, ale wciąż musi być płynna. Śmietanę ubić na sztywno. Wymieszać energicznie, ale delikatnie masę czekoladową z syropem i bitą śmietaną. I to jest ten słaby moment, w którym śmietana może sie zważyć jeśli masa czekoladowa bedzie za ciepła, albo jak śmietana będzie za zimna, a mieszanie niezbyt energiczne mogą powstać grudki z białej czekolady. Obydwa fiaska równie pyszne, ale zalecam kolejną próbę i osiągniecie jedwabistego, doprowadzającego do ekstazy musu! Posypać owocami!


środa, 25 września 2013

Środa. Dzień targowy.

Dzisiaj nie będzie przepisu, będzie zapisek o środzie, dniu targowym. Dzień idealny, słońce, chmury i jakby ciepło. Pędzę najpierw autem do Grodziska Mazowieckiego. Potem pędzę wózkiem na kółkach przez stragany. Moim celem jest Pani Jadzia. Wcześniej mówiłam "z wąsami", ale po wąsach ani śladu, brwi za to mocno ufarbowane. Chustka na głowie i zawsze zawodowo oparta na łokciach o stragan. Jest wspaniała i ma dwie krowy. Jak myślę o śmietanie jaką robi, to aż mi się robi gorąco. Najwspanialsza, chociaż nabiał uważam za zło. Zanim dobiegnę do Pani Jadzi i jej emaliowanego kubła ze śmietaną, mijam Panią z SANEPIDU.
- Dzień dobry!- Dzień dobry! - Mówimy równocześnie i z sympatią. Mijamy się, a ja po chwili nie mogę uwolnić się od myśli, że taki targ dla osoby pracującej w tej instytucji to musi być jakiś jeden wielki koszmar z bakteriami, chociaż chyba to nie była wizyta zawodowa, a ja nawet zawahałam się czy nie stanąć na pogawędkę, ale pędziłam do Pani Jadzi. 

Przystanek przy malinach, bo śniadania nie jadłam. Noga pana od malin wybijała rytm do "la cucaracha" czyli piosenki o karaluchu w wersji polskiej (oprócz ww refrenu), bo vis a vis malin puszczał ją Peruwiańczyk w ponczo, stojący w bramie przed wejściem na targ. Jedyny człowiek od muzyki na targu i chyba czasem gra na fletni pana, chociaż nie wiem czy to nie jest wytwór mojej imaginacji. 

Pędzę dalej. Mijam Julię Przerwę-Tetmajer z plecakiem i oczywiście zastanawiam się czy przyjechała na targ autostopem, bo znana jest z tego. Nie zaczepiam jej na pogawędkę, bo gnam do Pani Jadzi!

Mijam ziemniaki Irga, dynie, kapusty, staniki, firany, rowery, żywe kurczaki, strzępki rozmów i wygrzewanie się w słońcu. Jest! 
Pani Jadzia! 
Jednak bez emaliowanego wiadra, tylko ma dwie butelki po wodzie mineralnej, a w nich mleko.
- Za późno kochanieńka. Zresztą mało dzisiaj wzięłam, ale w sobotę będę miała więcej.
Trochę załamka, ale do soboty tylko trzy dni! Więc na pocieszenie orzech laskowy 'pazurek', a ponad to: jabłka sawa, bo pani mówi, że "nikt takiej odmiany nie ma" i "nie pryskane", szara reneta, gruszki, żurawina, kabaczek, śliwki, kasza jaglana, kapusta kiszona, ziarno słonecznika, pomidory, cynie, dobrze, że mam wózek na kółkach.




PS Postaram się na dniach wrzucić przepis na mus z białej czekolady z żurawiną, borówkami, malinami i granatem, którym ostatnio doprowadziłam zacne towarzystwo do ekstazy!

czwartek, 19 września 2013

Zupa cynamonowa

Dzisiaj postanowiłam wypróbować wrzucanie przepisów na bloga przez komórkę, więc musi być prosto. Zupa. Zupa jest prosta, a ta jest moja ulubiona. Dostałam przepis od Joli z Zielonego Straganu kilka lat temu, zapomniałam go i nie wiem czy przypomniałam w dobrej wersji, ale wychodzi świetna ta moja: 
CYNAMONOWA ze świeżych pomidorów

Składniki:
1/2 kg pomidorów, najlepiej takich podłużnych, wyraźnie nasłonecznionych, chociaż o to już trudniej
4 polskie ząbki czosnku
1 łżeczka cynamonu
pieprz, sól, prażone nasiona
2 łyżki oliwy z oliwek

Ugotowana kasza jaglana, ryż lub inny makaron jeśli nie chcesz żeby była zbyt lekka, ja moją zjadłam dzisiaj z kaszą jaglaną.

Wykonanie:
Zmiksować pomidory na gładko, zagotować, ale nie za długo, max 10 minut, wycisnąć czosnek, dodać cynamon, pieprz, sól (ja czasem zastępuję eko suszonym warzywkiem z solą, nie ma tam nic konserwującego ani wzmacniającego smak), oliwę, gotować jeszcze 1-2 minuty. Przed podaniem posypać prażonymi nasionami, zielenia też jest dobra!


poniedziałek, 16 września 2013

Placek z owoców bzu czarnego

Niedawno ruszyłam na wyprawę po dziko rosnące rośliny jadalne. To był dzień idealny na zbiory. Jak znalazłam czeremchę nie do końca byłam pewna czy owoce bez obróbki termicznej są jadalne. Nie przeszkodziło mi to jednak w próbowaniu. Cierpkie, może jednak trujące? Na szczęście nawet na łące 
można
 w
ygooglać niezbędne info: 

Jadalne, jednak "pestki mogą sie sklejać w przełyku i spowodować zadławienie, stąd też amerykańska nazwa 'chokecherry' (Łukasz Łuczaj Dzika Kuchnia)". 
Jak odkryłam drzewo ze słodkimi owocami zapomniałam o potencjalnym zadławieniu i zjadlam tej czeremchy tyle, że język zrobił mi się czarny. Głodna byłam! Poza tym znalezione i wykopane: korzenie, kwiaty i nasiona wiesiołka, czarny bez, kwiaty ślazówki, żółtlica i pięć maślaków. Po powrocie z wyprawy zjadłam kanapkę z humusem i jadalnymi kwiatami, a teraz zagniatam ciasto na placek, którym w zeszłym roku 
wygrałam tytuł Podkowiańskiego Produktu Regionalnego. Wrzesień to miesiąc idealny na zbieranie owoców czarnego bzu. 

Mój utytułowany placek:

Składniki:
ciasto:
150 g masła
300 g mąki orkiszowej
woda
szczypta soli
łyżka oliwy
czubata łyżka cukru pudru

farsz owocowy:
1 kg owoców bzu czarnego (tylko dojrzałe owoce, zielone odrzucić)
łyżeczka agaru lub jedno zmiksowane jabłko
1/2 szklanki cukru

Wykonanie:
Zagnieść ciasto kruche wg przepisu z placka z gruszkami i jeżynami. Podzielić na dwie kulki. Jedna kulka będzie spodem, druga wierzchem. Kulkę na spód rozwałkować, wyłożyć ciastem formę do tarty, schłodzić w lodówce (około 30 minut), ponakłuwać widelcem, upiec w 180 stopniach (ok. 20 minut). Owoce wymieszać z cukrem i agarem (lub ze zmiksowanym jabłkiem - to taki mój trick na dużą ilość soku, który puszczają owoce, żeby nie wypłynął, jak już przyjdzie czas na krojenie placka i lepiej to zrobić jak przestygnie tj. dzielenie go). Rozwałkować drugą kulkę starając się uzyskać średnicę tarty. Owoce przełożyć na podpieczoną tartę, wyrównać, przykryć drugim plackiem, zlepić brzegi. Piec około 20-30 minut w 180 stopniach C. 
Placek jest świetny z bitą śmietaną, lodami i sam! Powidzenia w znajdowaniu czarnego bzu! Z czeremchy zrobiłam czeremchowy koncentrat, ale o tym innym razem!







sobota, 31 sierpnia 2013

Gruszkowo


Zaniedbałam bloga, ale już nadrabiam. Trochę mam tak, że nosi mnie po kraju, troche też mam tak, że musi przyjść wena. Do pisania. 
Chwilę jej nie było. Zupełnie nie mam nad nią kontroli. Do robienia pięknych zdjęć tez jej potrzebuję. 
Z gotowaniem na szczęście mam tak, że nawet jak nie mam weny, to lubię. 
I może jej nie być, ale jak jest, to już jest zupełne szaleństwo.
I muszę jeszcze rozkminić jak logować się na KILO CUKRU przez komórkę, wtedy może będzie intensywniej.

Póki co straciłam głowę dla gruszek. Zupłnie. Ulęgałek, klaps. Czekam na konferencje.
Widzę gruszę w polu, najpierw mówię kilkakrotnie 'o jezu! ile towaru!', bo plany mam wobec każdej, która wisi.
Potem szukam gałęzi, za którą mogę złapać i potrząsać, jeśli nie są na wyciągnięcie ręki. Czasem obrywam.
Jak mam przyjaciółkę pod ręką, to powstaje film gruszkowy, też o tym jak oberwałam:






Z tego co strząsnęłam, a z innej gruszy zebrałam specjalnym podbierakiem, zrobiłam między innymi tartę gruszkową z jeżynami i dzisiaj będzie przepis na nią:

TARTA GRUSZKOWA z JEŻYNAMI

Składniki na ciasto kruche:
100 g masła
200 g mąki orkiszowej
łyżka oliwy z oliwek
woda 
szczypta soli

To jest takie kruche ciasto, którego używam i do tart słodkich i wytrawnych. Zwiększając proporcje można zrobić sobie zapas kruchego, mrożąc kule ciasta.
Z podanych składników zagnieść ciasto, uformować kulę, włożyć do lodówki. Czasem rozwałkowuję i wkładam do formy i dopiero potem chłodzę (2 godziny lub dłużej).
Ponakłówany widelcem blat podpiekam na blado złoty kolor (180 stopni C, ok 20-30 minut). 
Można też upiec go na mocno złoty kolor, gdy tarta już nie będzie pieczona (np. taka z musem z białej czekolady ze świeżymi owocami)

Masa:
330 ml śmietany 18%
1 jajo
ziarna z 1/2 strączka wanili (lub łyżka cukru z prawdziwą wanilią, czasem taki można kupić)
3 łyżki cukru
1 gruszka
1/2 szklanki jeżyn

Jajo roztrzepać, dodać śmietanę i cukier, potrzepać jeszcze trochę razem. Wylać masę śmietanowo-jajeczną na podpieczony blat, wrzucić jeżyny i ułożyć gruszki. Piec ok.20 minut w 180 stopniach C.
Przepis ten dedykuję Zuzi, która pytała mnie już dawno o przepis na kruche ciasto. Ten polecam. Mój sprawdzony od lat, może być też z inną mąką, najważniejsze jest zachować proporcje: 
2 razy więcej mąki (może być też trochę zmieszana z cukrem, jeśli bardzo tęsknimy za słodyczą w spodzie ciasta), niż masła i koniecznie schłodzić przed pieczeniem. O!